„Małe osobiste niebo”

Najdawniejsze dni jego dzieciństwa, dzień, w którym powiedział: będę wolny, dzień, w którym powiedział: będę dorosły, jawiły mu się, dziś jeszcze, ze swoją szczególną przyszłością, niby małe osobiste niebo, okrąglutkie, nad nimi, i ta przyszłość to był on, o n , taki jak był obecnie, zmęczony i dojrzewający, i dni te miały do niego prawo, poprzez cały ten miniony czas podtrzymywały swoje roszczenia i ulegał częstokroć przytłaczającym wyrzutom, gdyż jego teraźniejszość nonszalancka i zblazowana była ową dawną przyszłością minionych dni. To na niego czekały już dwadzieścia lat, to jemu, zmęczonemu człowiekowi, nie dawało spokoju nieustępliwe dziecko, by urzeczywistnił jego nadzieje; od niego zależało, by te dziecinne przysięgi pozostały na zawsze dziecinnymi lub odmieniły się w pierwszych zwiastunów losu. Przeszłość jego nie przestawała podlegać retuszom teraźniejszości; dawne marzenia o wielkości doznawały z dniem każdym nowych zawodów i każdy dzień miał przed sobą nową przyszłość; od oczekiwania do oczekiwania, od przyszłości do przyszłości życie Mateusza prześlizgiwało się miękko… ale ku czemu?

[Jean Paul Sartre, Drogi wolności. I – Wiek męski, tłum. Julian Rogoziński]

Dodaj komentarz